sobota, 19 grudnia 2009

Misja: Agrafka


Cel: Przejąć przyczółek w Zgierzu.
Uczestnicy: Sami Najlepsi, czyli dwaj piloci - Niszczyciel Statywów i Mały Wojownik, oraz wyspecjalizowana brygada desantowa - Chudy Strażak, Mistrz Środka i Starszy Jegomość.
Uzbrojenie: Banjo, Konga, klawikord, kastaniety, drumla.
Jednostka transportowa: Wysłużony VW T4 w barwach Sonic Apu.

Jest piękne zimowe sobotnie popołudnie, słońce rzewnie macha nam ostatnimi promieniami na pożegnanie. Kominy wypluwają kłęby dymu, wkrótce noc zasłania niebo czarną kurtyną, księżyc ostrzy swój sierp, karawana stalowych olbrzymów porusza się w skupieniu.
Temperatura na zewnątrz pojazdu sięga -17 stopni C, wewnątrz zdaje się być niewiele większa, mimo tego morale są całkiem wysokie, wszak znów jesteśmy razem, a poczucie wspólnej więzi jest silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Ze względu na niepewne warunki drogowe podróż trwa nieco dłużej niż zwykle. W pojeździe nie działa ogrzewanie, szyby od wewnątrz szybko pokrywa warstwa lodu. Z trudem udaje nam się utrzymać niezamarznięte luki w przeszkleniach, trzymając jedną ręką drążek sterowy a drugą dociskając przycisk panelu kontroli nawiewu. Nie można się oprzeć wrażeniu, że znajdujemy się wewnątrz czołgu, cholernie zimnego czołgu. Warstwy kocy szybko przestają wystarczać. Z tyłu coraz częściej dają się słyszeć naznaczone cierpieniem krzyki. Kontakt z metalowymi powierzchniami powoduje ból. Mróz szczególnie nęka Mistrza Środka, który zaczyna tracić czucie w stopach. Morale zauważalnie spada, sytuacja staje się niebezpieczna. Kolejne kilometry tylko potęgują strach i niepewność, próbujemy zagłuszyć w sobie przenikliwy ton pytania o sens całej tej eskapady. Zaciskamy jednak zęby, wszak zostaliśmy wybrani, musimy wykonać powierzone nam zadanie. W końcu docieramy na miejsce i przystępujemy do ataku.

Oblężenie twierdzy Agrafka nie trwa długo, po chwilowej stagnacji szala zwycięstwa wyraźnie przechyla się na naszą korzyść, pod gradem decybeli kolejni stawiający opór przechodzą na naszą stronę, niektórzy wręcz bez walki, ostatecznie przyczółek zostaje zdobyty, morale znacząco wzrasta, cel misji osiągnięty!
Należy jeszcze bezpiecznie odtransportować zwycięzców do ich domów.
Mróz nie ustępuję, opary alkoholu wbrew wcześniejszym przewidywaniom wcale nie chronią szyb przed zamarznięciem.

Niesieni jednak wygraną dzielnie stawiamy zimowej aurze czoła. Partyzanckie radio dodatkowo podtrzymuje nas na duchu. W końcu docieramy do macierzystej jednostki, brygada desantowa rozjeżdża się do domów, piloci odprowadzają maszynę do hangaru i przesiadają się do prywatnego pojazdu. Szczęśliwy koniec.

Czyżby?
Po przejechaniu kilkuset metrów pojazd odmawia posłuszeństwa, mróz rozgrywa jeszcze jedną bitwę. Piloci zostają zmuszeni do porzucenia wraku i udają się w pieszą wędrówkę przez zmrożone betonowe pustkowia w kierunku swoich domów. Zmarznięci i wycieńczeni, lecz w głębi duszy szczęśliwy, kończą swój cichy marsz i udają się na w pełni zasłużony odpoczynek.

1 komentarz: